Cytaty o Siłę: Źródło Inspiracji i Mocy Wewnętrznej

Zastanawiasz się, gdzie znaleźć cytaty o sile, które dodadzą Ci skrzydeł? Trafiłeś idealnie! Na tej stronie czeka na Ciebie skarbnica inspirujących słów, sentencji i aforyzmów o sile – zarówno tej fizycznej, jak i tej niezwykle potężnej, tkwiącej w Tobie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie 😉.

Czy to piękne słowa o sile wewnętrznej, które pomogą Ci pokonać trudności, czy wyjątkowe słowa o sile ducha, wzmacniające Twoją wiarę w siebie – nasza kolekcja cytatów o sile została starannie zebrana, aby dostarczyć Ci zastrzyku motywacji i pozytywnej energii. Przekonaj się sam, jak inspirujące mogą być złote myśli o sile!

Wiele z tych sentencji o sile pochodzi od klasyków literatury, poetów i myślicieli, którzy od wieków zastanawiali się nad naturą ludzkiej siły i jej niezwykłym potencjałem. Ich mądrość, zawarta w tych inspirujących słowach o sile, jest ponadczasowa i uniwersalna. Każdy z tych cytatów, to mała perełka, która potrafi dodać skrzydeł i pomóc w najtrudniejszych momentach.

Niezależnie od tego, czy poszukujesz cytatów o sile, które dodadzą Ci otuchy w trudnych chwilach, czy chcesz podzielić się nimi z bliską osobą, ta kolekcja z pewnością Cię zachwyci. Te wyjątkowe słowa o sile mogą być pięknym prezentem, który będzie inspirował i motywował przez długi czas. Sprawdź sam, jakie mocne i inspirujące są słowa o sile! 🥰

Zanurz się w świecie inspirujących myśli i odkryj siłę, która drzemie w Tobie. Kliknij i odkryj pełną kolekcję cytatów o sile – gwarantujemy, że nie pożałujesz! 🚀



Znalezionych cytatów o sile: 198

Teresa wciąż gładzi Karenina po głowie, która cicho spoczywa na jej kolanach. Mówi sobie w duchu mniej więcej to: nie jest żadną zasługą zachowywać się dobrze w stosunku do innych ludzi. (…) Nigdy nie będziemy mogli z całą pewnością stwierdzić, na ile nasze stosunku z innymi ludźmi są wynikiem naszych uczuć, miłości, nienawiści, dobroci lub złości, a na ile są spowodowane stosunkiem sił pomiędzy nami a nimi.
Prawdziwa dobroć człowieka może się wyrazić w sposób absolutnie czysty i wolny tylko w stosunku do tego, kto nie reprezentuje żadnej siły. Prawdziwa próba ludzkości, najbardziej podstawowa (leżąca tak głęboko, że wymyka się naszemu wzrokowi), polega na stosunku człowieka do tych, którzy są wydani na jego łaskę i niełaskę: do zwierząt. I tu właśnie doszło do jego podstawowej klęski, tak podstawowej, że z niej właśnie wypływają wszystkie inne.(...)
Wciąż mam przed oczyma Teresę siedzącą na pniu, gładzącą łeb Karenina i myślącą o klęsce ludzkości. W tym momencie pojawia się przede mną inny obraz: Nietzsche wychodzi ze swego hotelu w Turynie. Widzi naprzeciwko konia i woźnicę okładającego go batem. Nietzsche podchodzi do konia, na oczach woźnicy obejmuje go za szyję i płacze. Było to w roku 1889 i Nietzsche też już był daleko od ludzi. Inaczej mówiąc: wtedy właśnie wybuchła jego choroba psychiczna. Ale właśnie dlatego jego gest wydaje mi się pełen głębokiego sensu. Nietzsche przyszedł przeprosić konia za Kartezjusza. Jego szaleństwo (a więc jego rozejście się z ludzkością) zaczyna się w momencie, kiedy płacze nad koniem.
I to jest ten Nietzsche, którego lubię, podobnie jak lubię Teresę, na której kolanach spoczywa głowa śmiertelnie chorego psa. Widzę ich jedno obok drugiego, oboje schodzą na bok z drogi, po której ludzkość, "pan i władca przyrody", maszeruje naprzód.

Minęło kilka dni, jak piszą powieściopisarze. I tak to jednym zdaniem załatwiają się z kilkoma dniami, których to dni, jakiekolwiek by one były, bezbarwne, puste, bezmiłosne, jeśli to jest w ogóle możliwe, nie można załatwiać jednym zdaniem, jednym pociągnięciem, drobnym ruchem ręki, lekkim wdzięcznym gestem, jakby łapiąc wpół kota z podłogi i sadzając go sobie na kolana. Ja, czyż inaczej czynię? Ale mnie przynajmniej śmieszy takie zdanie: minęło kilka dni. Nie mówiąc o tym, że boli mnie to, ubliża mi straszliwie. Bo to tak wygląda, że, oto minęło kilka dni. Jakby nigdy nic. Jakby batem strzelił. Jakby pestkę wypluł. A ja przez te kilka dni, ech, Gałązko Jabłoni i wy, straszliwe manowce, ja przez te kilka dni ileż razy konałem, umierałem i zmartwychwstawałem, ileż roboty zrobiłem na zrębie, ileż potu ze mnie wyciekło, ileż tysięcy myśli przeszło przez moją głowę smugą światła jasną łagodną lub straszliwą nawałniczą ciemną smugą cienia, pętając mi czoło czarnosiną wstążką lub wprost dziurawiąc, lub trepanując mi klekoczącą czaszkę, ileż razy, mówię, przez te kilka dni umierałem i zmartwychwstawałem, i znowu padałem na pysk, i z- padłych- na- pysk wstawałem, i ulatywałem w dziedziny błękitu, i znów zapadałem w dół głębokości, tonąłem w toni, to znów stałem pięknie na grzbiecie fali jak piana, jak zwycięski śmiech, i znowu w dół, i w górę, i tak dalej, i tak dalej. Minęło kilka dni. I piszę to zdanie, nie lekkim ruchem ręki, drobnym miłym gestem, jakby się łapało wpół kota z podłogi i sadzało go sobie na kolana. Piszę to zdanie, "minęło kilka dni", z bólem wielkim, z rozpaczą, bo nie mam sił, żeby te kilka dni, dokładnie, pięknie i straszliwie, tak jak są tego godne, opisać. Nie ma po prostu sił ten, który to tutaj wyznaje.