Cytaty o pięknie

Znalezionych cytatów o pięknie: 273

U Polaków lubię jedno - ich język. Kiedy inteligentni ludzie mówią po polsku, wpadam w ekstazę. Jego brzmienie wywołuje we mnie dziwne obrazy, w których tle zawsze jest murawa z pięknej kolczastej trawy i buszujące w niej szerszenie i węże. Pamiętam, jak dawno temu Stanley brał mnie w odwiedziny do swoich krewnych; zmuszał mnie do zabierania ze sobą zwoju nut, ponieważ chciał pochwalić się mną przed bogatymi krewniakami. Pamiętam tę atmosferę doskonale, ponieważ w towarzystwie owych nadmiernie uprzejmych, złotoustych, pretensjonalnych i do głębi fałszywych Polaków zawsze czułem się fatalnie nieswojo. Ale kiedy rozmawiali ze sobą, czasami po francusku, czasami po polsku, rozsiadałem się wygodnie i obserwowałem ich zafascynowany. Robili dziwne polskie miny, zupełnie niepodobne do tych, jakie pojawiają się na twarzach naszych krewnych, będących w gruncie rzeczy głupimi barbarzyńcami. Owi Polacy przypominali stojące pionowo węże z kołnierzykami z szerszeni. Nigdy nie rozumiałem, o czym mówią, ale odnosiłem wrażenie, jakby mordowali kogoś w elegancki sposób. Wszyscy zaopatrzeni byli w szable i miecze; trzymali je w zębach lub wymachiwali wściekle podczas piorunującego natarcia. Nigdy nie zbaczali z drogi, nie oszczędzali kobiet i dzieci, nadziewając je na długie piki przybrane w czerwonokrwiste proporce. Wszystko to odbywało się oczywiście w salonie nad filiżanką mocnej herbaty; mężczyźni mieli na rękach rękawiczki w kolorze masła, kobietom zwisały z szyj te głupie lorniony. Kobiety były zawsze oszałamiająco piękne, w typie jasnowłosych hurysek, sprokurowanych przed wiekami podczas wypraw krzyżowych. Długie wielobarwne słowa wypływały z sykiem spomiędzy ich małych zmysłowych ust o wargach miękkich jak kwiaty pelargonii. Owe wściekłe rycerskie wypady ze żmijami i płatkami róży składały się na upajającą muzykę, przypominającą rzępolenie na cytrze o stalowych strunach, rejestrującą również dość niezwykłe dźwięki, takie jak łkanie i odgłos spadających strumieni wody.

Proust oczywiście ma rację, że każda rozmowa jest trochę pustoszeniem siebie. Ale skąd bierze się to uczucie? Może trochę z niewydolności mowy. Kiedy myślimy, wiemy, o co nam chodzi, kiedy mówimy, kiedy już powiemy, zostajemy trochę rozczarowani. Jak to, więc tylko o to chodziło? Więc tylko tyle, te nasze skarby osiągnięte, kiedy ukażą się jako parę zdań, właściwie je wyczerpujących, wcale nie przedstawiają się tak bogato. Ale to wina mowy, a może i - po części - przyczyna tkwi także w tym, że rzeczywiście, co przeczute, wydawało nam się większe i piękniejsze niż sformułowane. A co do mowy, przecież dopiero po największych wysiłkach i trudach zaledwie parę książek na świecie oddaje jako tako to, o co chodziło autorowi, a w jego mniemaniu zapewne także niedostatecznie, cóż tu wymagać od zdań kleconych na poczekaniu, byle jakich i przypadkowych, żeby nas dostateczne wyrażały. Potem kiedy się wypowiemy, kiedy się podzielimy, jesteśmy trochę jak czajnik z wrzątkiem, z którego zdjeto pokrywkę, ciśnienie spada. Dotychczas mile się nosiło poczucie własnego sekretu, wyłącznie osobistego. Dzielimy się nim trochę przez to, że pragniemy zaskoczyć, zadziwić słuchacza sobą samym. I zostajemy rozczarowani, bo po wypowiedzeniu się zaznacza się w nas odpływ. Przez to może nawet rozmowa pustosząca, obniżająca wewnętrzne ciśnienie jest pobudką. Bo chcąc się znowu napełnić, przystępujemy od początku do pracy wewnętrznej".