Zeszła ze schodów i ruszyła wprost na wielkie drzewko w centrum holu. Za nim było wyjście.

- Nienawidzę udawanego zainteresowania. Mojego czy jego - bez różnicy. Drobnych prezentów, choćby przemyślanych i ładnych. Zapala mi się czerwone światło po słowach "wyjątkowa" czy "inna". Są prawdziwe, bo nie ma dwóch takich samych osób, więc po jaką cholerę to mówić? Nie mam cierpliwości do okazywanego mi zainteresowania. Kolacyjki, spacery, trzymanie się za ręce. Jak chce być ze mną w takiej czy innej pozycji, to niech mi powie, zamiast przystępować do tańców godowych. Co ja jestem, cietrzew?

Tym razem zaśmiał się Rotar.

- Najgłupszym sposobem na zrobienie na mnie wrażenia jest propozycja kolacji czy innego trwonienia czasu na jakimś neutralnym gruncie. Skoro chcesz mnie poznać, to zobacz, jak spędzam dzień, i pokaż mi swój. Jak będziesz mnie pociągał, kiedy układasz znaczki w klaserze, to znaczy, że to nic innego jak miłość. Ponad przeszkodami, ale zawsze. Umawiałam się z lekarzami, muzykami, urzędnikami. Żaden nie wpadł na genialny pomysł zapytania mnie, co bym chciała robić. Dla każdego łóżko było metą, co jest smutne. Lata studiów tylko po to, by wzrosły szanse na rynku rozpłodowym. Tyle samo można uzyskać w banku spermy.

- Dziwne. Myślałem, że nie masz nikogo, bo ktoś cię uraził czy zranił. Tymczasem ty masz niewielkie wymagania. Właściwie żadnych poza szczerością - zdumiał się Isnar.