Jestem szczęśliwa. Chcę wreszcie cieszyć się tym uczuciem i pławić w powodzeniu, ale coś ciągle nie daje mi spokoju. Jakiś cichutki głosik szepcze mi ciągle w ucho: "To wszystko jest zbyt doskonałe". Zupełnie jakby nastała cisza przed burzą. Czy tak właśnie wygląda normalne życie? Jestem przyzwyczajona do ciągłego dramatu, do tego, że nic mi się nie układa, do walki, narzekania i mozolnego zdobywania czegoś, co tak naprawdę nie jest nawet namiastką marzeń, ale musi mi wystarczyć.