Ruszaj z nami! Najlepsze cytaty o samochodach!
Kochać jest łatwo. To, można powiedzieć, jak z samochodem: wystarczy włączyć silnik, dodać gazu i wyznaczyć sobie cel podróży. Ale być kochaną to tak jak przejażdżka z kimś innym, jego samochodem. Nawet, jeśli uważasz tego kogoś za dobrego kierowcę, zawsze pozostaje ten podskórny strach, że może się pomylić, a wtedy w ułamku sekundy wystrzelicie oboje przez przednią szybę na spotkanie śmierci. Być kochaną może oznaczać największy koszmar. Bo miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem. A co się stanie, jeśli w połowie drogi postanowisz zawrócić albo skręcić w bok, a nie masz na to jako pasażer żadnego wpływu?
Pode mną pędziły samochody.
Samochody.Samochody.Samochody.Obłędny hałas.Hałas i światła, i prędkość.
Ludzie to kupa zwierząt pełzająca po gównie. Ja zakochałem się w samochodzie.
W czasie mojej podróży spotkałem wiele osób, które uświadomiły mi, że życie mija zbyt szybko, by warto było tracić czas na pracę tylko po to, aby dotrzymać kroku innym, by nie mieć mniej. Pracować, aby kupić dom, samochód, superciuchy. Ubrania szybko przestają być modne, dom staje się za ciasny, samochód zbyt wolny i znów musimy pracować więcej, bo trzeba kupować. Po co koncentrować się na posiadaniu, jeżeli nie mamy czasu dla tych, których kochamy? Jeśli nie starcza dnia, aby dzielić się tym, co mamy? Po co nam szybki i mocny samochód, jeżeli nie możemy uciec nim od szarości miasta i rutyny gdzieś w góry czy nad morze razem z rodziną? Oczywiście, trzeba pracować. Ale może nie aż tyle? Tutaj przekonałem się, że Europa jest zimna, bo ludzie nie są blisko siebie. Nie wymieniamy uścisków, ani uśmiechów. A gdy ktoś spojrzy na nas w metrze, uciekamy wzrokiem. Pracujemy bez większej ochoty, bo zawsze znajdzie się jakiś szef czy kolega z pracy, który działa nam na nerwy tak bardzo, że jej nienawidzimy… Wracamy do domu wykończeni. To chwila by zjeść kolację i powiedzieć swojej połowie jak bardzo jesteśmy wkurzeni z powodu tego gościa z pracy, którego nienawidzimy, no i z powodu korków, w których tkwiliśmy przez ponad godzinę. Ale było warto, nadal mamy pracę, dzięki której kupimy nowy telewizor z płaskim ekranem, czterdzieści dwa cale, w którym idealnie widać, że książę Monako nadal jest kawalerem, a Ricky Martin powiedział, że jest gejem.
Na kogo ja się gniewam? Na siebie. Nie, nie na siebie. Na kogo więc? [...] na społeczeństwo, które chyba zmusza nas, żebyśmy byli kim innym, niż w głębi serca chcemy być: gniewam się na tych ludzi i ich wyobrażenia.
Wydaje mi się, że nie potrafię im dorównać. Ponieważ nie chcę.
Czego oni ode mnie chcą? Żebym przejmowała się takimi rzeczami jak stała praca, pieniądze, samochody, dobre szkoły, telewizory, lodówki, zmywarki do naczyń i "przezorny zawsze ubezpieczony". My nie odrzucamy tych rzeczy, tylko po prostu nie są one dla nas ważne.
Kiedy wyjeżdżała z parkingu, przez chwilę zastanawiała się, czy nie wcisnąć gazu i nie walnąć Lucasa samochodem, ale nie chciała zniszczyć Kate lakieru.
- Czujesz czasem chęć, żeby po prostu wsiąść do samochodu i jechać przed siebie? - spytałam, zapatrzona w wodę lśniącą w blasku księżyca.
- Skąd byś wiedziała, kiedy się zatrzymać? - odparł Cole, który siedział tak blisko, że nasze ramiona lekko się muskały.
- Pewnie zatrzymałabym się, gdybym znalazła coś, co jest tego warte - powiedziałam, bardzo świadoma gorąca unoszącego się między naszymi ciałami.
- Ciekawe, jak długo byś jechała, zanim by się to stało - zastanawiał się Cole. A potem spytał: - Dlaczego robisz te wszystkie rzeczy z twojej listy? Zwłaszcza że tak naprawdę nie masz listy.
Uśmiechnęłam się lekko, a potem głęboko zamyśliłam się nad jego pytaniem.
- Żeby wiedzieć, że żyję.
...Abstrahując od tych innych spraw, najbardziej doprowadzało mnie u niej do szału to, że była zawsze taka cholernie pogodna, bez względu na to, co się wokół niej działo. Przysięgam, ta dziewczyna nigdy nie powiedziała złego słowa o niczym i nikim, nawet o tych z nas, którzy wcale nie byli dla niej mili. Idąc ulicą, nuciła sobie coś pod nosem i machała do obcych ludzi jadących samochodami. Czasami, widząc przechodzącą obok ich domu Jamie, kobiety wybiegały i zapraszały ją na chleb z dyni, jeśli go akurat piekły, albo na lemoniadę, jeśli słońce było w zenicie. Miało się wrażenie, że uwielbiają ją wszyscy dorośli obywatele miasteczka.
- To taka miła panienka - powtarzali, kiedy tylko padało jej imię...
Nic dziwnego, że prawdziwi romantycy i miłośnicy wolności wybrali noc, a nie dzień, gdy brud i ubóstwo skaczą do oczu, gdy widać, jak brudne i brzydkie są nasze miasta, gdy na ulicach pełno jest głupich ludzi, a na drogach śmierdzących samochodów. Dzień to czas więzów i pęt, obowiązków i zasad. Noc to czas wolności.
Gdy uszkodzeniu ulega coś, na czym nam zależy, nie możemy oderwać oczu - ani myśli - od szczeliny, pęknięcia, rany. Pierwsza głęboka rysa na nowym samochodzie, pierwsze kłamstwo, na którym łapiemy nowego kochanka, dziura po brakującej czarnej kostce. Wiedzieliśmy, ze to się kiedyś stanie, ale łudziliśmy się nadzieja, ze może jednak nie. Czasem to uszkodzenie można naprawić. Ale nawet wtedy rzeczy nie odzyskają dawnego blasku czy proporcji. Nigdy.
Jestem człowiekiem przesądnym, to śmieszna słabostka, ale muszę ją tutaj wyznać. Dlatego też gdyby mojego najmłodszego syna spotkał jakiś nieszczęśliwy wypadek, gdyby jakiś funkcjonariusz policji zastrzelił go przypadkowo, gdyby powiesił się w swojej celi, gdyby pojawili się nowi świadkowie, aby potwierdzić jego winę, moja przesądność kazałaby mi uważać, że jest to rezultat złej woli nadal żywionej wobec mnie przez kogoś z tu obecnych. Pozwólcie, że posunę się dalej. Gdyby piorun uderzył mojego syna, będę za to winił niektórych z tu obecnych. Gdyby jego samolot spadł do morza czy jego statek pogrążył się w falach oceanu, gdyby nabawił się śmiertelnej febry, gdyby pociąg uderzył w jego samochód, to moja przesądność jest taka, że przypisałbym to złej woli tutaj obecnych. Panowie, tej złej woli, tego pecha, nie mógłbym przebaczyć nigdy.
Sam obszedł samochód i stanął jak wryty na mój widok.
− O mój Boże, co to jest?
Użyłam kciuka i palca środkowego, żeby pstryknąć różnokolorowy pompon na mojej głowie.
− W moim języku nazywają to czapką. Utrzymuje moje uszy w cieple.
− O mój Boże – powtórzył i zmniejszył odległość między nami. Objął dłońmi moją twarz i
studiował ją. – To strasznie słodkie. – Pocałował mnie, popatrzył na czapkę, i znowu
pocałował.