- Jeśli zamierzałeś zmęczyć mnie spacerem przy świetle księżyca, to obawiam się, że ci się nie uda - powiedziała drżącym z napięcia głosem.
Dante odwrócił się do niej i posłał jej swój słynny uśmiech.
- Wstydź się, kochanie. Czy może być coś bardziej romantycznego niż łagodna nocna bryza...
- Lekko zalatująca fabrycznym smrodem.
- Albo wycieczka na łono natury.
- Wśród kującego i drapiącego zielska, od którego dostanę paskudniej wysypki.
- Ale przynajmniej musisz przyznać, że nidgy nie miałaś bardziej przystojnego, czarującego i seksownego towarzysza.
Cóż, tu ją miał, przyznała w duchu. Nawet w najdzikszych fantazjach nie wyobrażała sobie, że gdzieś na świecie może istnieć tak przystojny mężczyzna.
- Może i tak - burknęła. - Ale zwykle na randkach nie spotykałam się ze stadami demonów, potworów i zombie.
Uniósł kpiąco brwi.
- Idioci. Najwyraźniej nie doceniają uroku prawdziwej przygody.