Cytaty Elizabeth Gilbert: Mądrość, która inspiruje i porusza serce ❤️
Szukasz cytatów Elizabeth Gilbert, które poruszą Twoje wnętrze? Świetnie trafiłeś! Cytaty tej autorki to nie tylko zbiór słów, ale prawdziwa kopalnia mądrości i inspiracji. Przekonaj się sama/sam, jak wiele możesz z nich wynieść. Zanurz się w fascynującym świecie jej myśli, które potrafią zmienić perspektywę i dodać sił w codziennych zmaganiach.
Elizabeth Gilbert, znana przede wszystkim z bestsellerowej powieści "Jedz, módl się, kochaj", to nie tylko pisarka, ale także podróżniczka i poszukiwaczka życiowych prawd. Jej złote myśli są odzwierciedleniem bogatych doświadczeń i głębokich refleksji nad życiem, miłością i poszukiwaniem własnej drogi. Czytając jej inspirujące słowa, masz wrażenie, jakbyś prowadził intymną rozmowę z mądrą i doświadczoną przyjaciółką. Jej sentencje trafiają prosto w serce, a aforyzmy zapadają w pamięć na długo. Niezależnie od tego, czy szukasz motywacji, pocieszenia, czy po prostu chwili refleksji, jej twórczość z pewnością Cię nie zawiedzie.
Słowa Elizabeth Gilbert to prawdziwy balsam dla duszy. Przekonaj się, jak jej spostrzeżenia na temat relacji, miłości i samorozwoju rezonują z Twoimi własnymi doświadczeniami. Każde z tych znanych zdań to nie tylko zbiór liter, ale drogowskaz na ścieżce samopoznania. Pozwól sobie na chwilę zadumy i daj się ponieść mądrości płynącej z jej myśli. A może właśnie te najlepsze cytaty pomogą Ci spojrzeć na świat z zupełnie nowej perspektywy? 🧐 Koniecznie zanurz się w tej inspirującej lekturze i pozwól się porwać emocjom, które w Tobie wywołają.
Przejdź dalej i odkryj bogactwo cytatów. Każdy z nich to unikatowa perła, warta zapamiętania! ✨
Elizabeth Gilbert 13 cytatów do odkrycia
Zgoda, może nie we wszystkim wyglądam fantastycznie, ale nie przeszkadza mi to kochać samej siebie.
Kiedy człowiek zagubi się w takim gąszczu [spraw], czasami zajmuje mu dłuższą chwilę, nim uświadomi sobie, że się zgubił. Bardzo długo jesteśmy przekonani, że zboczyliśmy ze ścieżki tylko odrobinę, że już lada moment znajdziemy się z powrotem na szlaku. A potem przychodzi jedna noc za drugą i dalej nie mamy pojęcia, gdzie się znajdujemy i wreszcie musimy przyznać, że tak daleko odeszliśmy od ścieżki, że już nawet nie wiemy po której stronie wstanie słońce.
W moich stosunkach z mężczyznami występują kwestie granic. Może to jednak nie tak. Żeby mieć problem granic, trzeba najpierw mieć granice, prawda? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, psa, pieniądze mojego psa, czas psa... wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana, że odzyskam energię, tylko jeśli zadurzę się w kimś innym.
Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało.
Wszystko zaczyna się, kiedy obiekt twojego uwielbienia obdarza cię dawką oszałamiającego i halucynogennego środka, o jakim nigdy wcześniej nawet nie ośmieliłabyś się pomyśleć - ten emocjonalny narkotyk składa się z porażającej miłości i przyjemnie drażniącej ekscytacji. Wkrótce zaczynasz łaknąć tego silnego zainteresowania równie obsesyjnie jak każdy ćpun na głodzie. Kiedy narkotyku zabraknie, natychmiast chorujesz, szalejesz, słabniesz (żeby już nie wspomnieć urazy do dilera, który przecież doprowadził cię do tego uzależnienia, a teraz już nie chce dostarczać dobrego towaru - mimo, że ma go gdzieś w ukryciu, niech to szlag, bo przecież zawsze dawał ci go za friko). W następnym stadium wychudzona trzęsiesz się w jakimś kącie, przekonana, że jesteś gotowa zaprzedać duszę albo obrabować sąsiada, żeby dostać to choćby tylko jeszcze jeden raz. Tymczasem stajesz się coraz bardziej odpychająca dla obiektu swojego uwielbienia. Patrzy na ciebie jakby nigdy wcześniej cię nie widział, a już na pewno nie jak na kogoś, kogo kiedyś tak namiętnie kochał. Ironia tkwi w tym, że nawet nie możesz za bardzo go winić. No bo przyjrzyj się sobie. Jesteś żałosnym straszydłem, sama się nawet nie rozpoznajesz.
Głupio mi prosić Boga o konkretne rzeczy, bo to świadczy chyba o słabości wiary. Nie lubię prosić: czy mógłbyś zmienić to lub owo w moim życiu, bo sprawia mi kłopot? Bóg może przecież mieć powód, żeby kazać mi zmagać się z tą konkretną trudnością. Łatwiej mi modlić się o siłę, która pozwoli mi spokojnie zmierzyć się z tym co mnie w życiu spotka. Obojętnie czym to się skończy.
Bratnie dusze pojawiają się w naszym życiu, żeby odsłonić przed nami kolejną warstwę nas samych, po czym odchodzą.
Rozpaczliwie zakochani wymyślamy sobie postaci naszych partnerów, żądając od nich, by byli tacy, jacy nam są potrzebni, a potem załamujemy się, kiedy nie chcą odgrywać roli, jaką im przydzieliliśmy.