Potrafię określić gdzie to wszystko się zaczęło. Nie kiedy, bo tego typu rzeczy nie zaczynają się nagle, w jednej chwili. Są raczej jak woda piętrząca się za tamą, przeczuwasz je, ale nie potrafisz im zapobiec. Wreszcie tama pęka
Nikt nie jest szczęśliwy, bo szczęśliwym się zaledwie bywa, tak samo jak nieszczęśliwym, ale ani jedno, ani drugie nie trwa wiecznie.
Dopóki trwa życie, dopóty jest nadzieja.
Szaleństwo jest jak zgubienie drogi. Przy sprzyjającym splocie okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych może się przytrafić każdemu.
Wpadłam w jakąś czarną dziurę, wewnętrzny mrok, którego istnienia nie byłam wcześniej świadoma. Czemu przytrafiały mi się takie rzeczy?