To zadziwiające, jak mocno trzymamy się fragmentów przeszłości, czekając na przyszłość.
Nie przypuszczałam, że pokocham jego słowa. Nie przypuszczałam, że znajdę w nich samą siebie. Czy jeśli zakochałam się w historii jakiegoś człowieka, to zakochałam się jednocześnie w nim samym?
Wyszepczę mu te słowa do ucha, dotknę nimi jego ust. A wtedy popiół i nicość zamienią się w ciało i krew.
Nasze wspólne chwile są niczym burza, niczym gwałtowna wichura i deszcz, coś zbyt wielkiego, by tym kierować, a zarazem zbyt silnego, by przed tym uciec. Ten żywioł mnie porywa, szarpie za włosy, zostawia krople wody na twarzy, sprawia, że czuję się wreszcie żywa. Jak w każdej burzy zdarzają się tu też chwile spokoju i wytchnienia, a także i takie, gdy nasze słowa rozszczepiają błyskawice.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi; Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy. Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy - Bo nie rozszczepią słowami błyskawic - Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy. Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy, Niech się buntują, gdy światło się mroczy. Szaleni słońce chwytający w locie, Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym; Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy. Posępnym, którym śmierć oślepia oczy, Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi; Niech się buntują, gdy światło się mroczy. Błogosławieństwem i klątwą niech broczy Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym. Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy. Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.