Książę odłożył moją stopę, sięgną po drugą i zaczął masować ją kciukami. Nie odezwał się, więc mówiłam dalej:
- Bycie wredną i oziębłą wydało mi się jednym sposobem, żeby cię trzymać na dystans. To było coś w rodzaju reakcji obronnej.
- A wiec przyznajesz, że chciałaś mnie odepchnąć.
- Oczywiście.
- A to dlatego, że jesteś rzodkiewką.
Zniecierpliwiona rzuciłam:
- Tak! Teraz, kiedy z powrotem jesteś człowiekiem, możesz sobie znaleźć kogoś, kto lepiej do ciebie pasuję. To wszystko nie twoja wina. To znaczy... tak długo byłeś tygrysem, że zapomniałeś, jakimi prawami rządzi się świat ludzi.
- Rozumiem. W takim razie oświeć mnie, Kelsey.
Słyszałam w jego głosie nutę frustracji, ale niezrażona tłumaczyłam dalej:
- Chodzi mi o to, że mógłbyś się teraz spotykać z supermodelką albo aktorką. Nie słuchałeś co mówiłam?
- O tak, żebyś wiedziała! - krzykną rozgniewany. - Chodzi ci o to, że powinienem być zarozumiałym, bogatym, płytkim l i b e r t y n e m, który nie dba o nic poza pieniędzmi, władzą i polepszaniem swojego statusu. Że powinienem się umawiać z bezmyślnymi, płochymi, pretensjonalnymi, głupimi kobietami, które bardziej obchodziłyby moje koneksje niż ja sam. A także: że nie jestem wystarczająco inteligentny ani rozsądny, żeby wiedzieć, kogo i czego chcę w życiu! Zgadza się?
- Tak... - pisnęłam słabo.