Być obojętnym. Bez duszy i serca. Obojętnie się budzić i z taką samą wyuzdaną obojętnością zasypiać. Nosić ja w sercu, jednocześnie serca nie posiadając. Taka abstrakcja. Nikogo nie całować. Nikomu nie pozwalać się kochać. Tylko oddychać i trwać. Już nie szokować. Po co? Nie zastanawiać się czy jestem złą czy dobrą Patrycją. Zobojętnić się maksymalnie. Niczym strzęp obłoku, który w końcu zniknie w atmosferze. Kogo to obchodzi?
Porządne kobiety nie powinny lubić seksu analnego. Szczególnie jeśli mają dwadzieścia trzy lata; porządne kobiety porządnie rozkładają nogi, patrzą w sufit, aż ich najmilszy wypompuje z siebie męskość, po czym gładzą go czule po ramieniu opowiadając o mrożących krew w żyłach fikcyjnych orgazmach oraz chwaląc jego stuprocentową samczość. Najwyraźniej zachowuję się i myślę jak dziwka. Nikt nie potrafiłby sobie wyobrazić jak mi z tym dobrze.
Nocą wszystko się zmienia, zamazuje - kiedy jesteś samotny, z resztką uczuć kołaczących się pod czaszką, z garścią wspomnień, których nie chce rozwiać żaden wiatr, mimo iż uparcie o to zabiegasz.
Pokochać kogoś. Przekroczyć granice egoizmu. Wyzbyć się siebie. Zapomnieć. I zostać zdeptanym, upokorzonym.