To było wszystko. Albo raczej nie wszystko, bo nigdy nic nie jest pełne, wykończone; nie sam cios przecież sprawia nam cierpienie, lecz te rozwlekłe, ciągnące się później następstwa ciosu, te śmieci, które się po nim walają i które trzeba uprzątać, wymiatać z progów rozpaczy.
Gdy się pomyśli, ile książek jest już na świecie i ile ich codziennie przybywa, to najprawdopodobniej Bóg przy następnym potopie posłuży się nie wodą, lecz papierem.