Zanurz się w świecie cytatów o czasie – mądrość w każdym słowie
Miłość jak woda dookoła, wszędzie. Lód, rzeka, chmura, deszcz, ocean. Czasem wielka, czasem mała. Czasem dobra do picia, kiedy indziej słona. Każda potrzebna dla ziemi. Ciągle wkoło, ciągle w ruchu. Potrzebna do życia. Kobieta jak ziemia: potrzebuje wody. Woda rzeźbi ziemię, a ziemia wodę. Rzeka zmienia ziemię, tworzy koryto. Dno jeziora umie trzymać wodę w miejscu. Lodowiec porusza ziemię. Deszcz robi błoto, a ocean piasek. Zawsze we dwa: woda i ziemia. Potrzebują siebie. Stają się jednym.
Ile dasz, tyle otrzymasz, czasem z najbardziej niespodziewanej strony.
Wszystko jest możliwe, a co nie jest, zajmuje tylko trochę więcej czasu.
Źle jest po omacku dobijać się do życia. Spróbuj pojąć, że wszystko ma odpowiedni czas i miejsce.
Jej delikatny dotyk, jej zapach, jej ulotny smak czułem jeszcze długo po tym, gdy zamknęły się za nią drzwi. Czułem jeszcze długo po tym, kiedy tydzień po naszej rozmowie odwiozłem ją na lotnisko i pożegnałem. Czując na sobie wrogi wzrok jej ojca i pełne sympatii spojrzenia jej matki i ciotki. Czułem ją cały czas. I wiedziałem... że chociaż nie mam przyszłości... nadal będę ją czuł i będzie to moja krucjata, odkupienie i pokuta. Bo za winy trzeba płacić. A ja właśnie zacząłem. I nie wiedziałem jak to zniosę, ale wiedziałem... że teraz tylko to mi pozostało. Bo jej już nie miałem. Sylwia odeszła, zostałem tylko ja i moja kara. I nie pozostało mi nic innego jak się z tym pogodzić. Tylko... jak miałem się uleczyć z tej miłości, która nadeszła tak nagle?
Ciało mamy zwierzęce, lecz aspiracje boskie. Hormony przekroczyły bariery postawione im przez biologię, przez prawa świata zwierząt. Hormony nasze produkują enzymy głodów nie do zaspokojenia, marzeń nie do zrealizowania, tęsknot nie do zagłuszenia. I ja w samym gąszczu, z wielka pusta głową, ze wzdętym sercem bez krwi, z rozrzedzoną duszą antymaterii. Zmęczony sobą i swoim czasem. Zmęczony ograniczeniami, niemocą, niepojmowaniem.
- Czujesz czasem chęć, żeby po prostu wsiąść do samochodu i jechać przed siebie? - spytałam, zapatrzona w wodę lśniącą w blasku księżyca.
- Skąd byś wiedziała, kiedy się zatrzymać? - odparł Cole, który siedział tak blisko, że nasze ramiona lekko się muskały.
- Pewnie zatrzymałabym się, gdybym znalazła coś, co jest tego warte - powiedziałam, bardzo świadoma gorąca unoszącego się między naszymi ciałami.
- Ciekawe, jak długo byś jechała, zanim by się to stało - zastanawiał się Cole. A potem spytał: - Dlaczego robisz te wszystkie rzeczy z twojej listy? Zwłaszcza że tak naprawdę nie masz listy.
Uśmiechnęłam się lekko, a potem głęboko zamyśliłam się nad jego pytaniem.
- Żeby wiedzieć, że żyję.
Nadszedł czas, żeby stanąć na nogi i przestać przepraszać za to, że biorę to, czego chcę.
Warto czasem spojrzeć na konkurentkę jak na osobę, która robi nam ogromną przysługę. Jak na Anioła Stróża zesłanego z nieba, żeby pomóc nam porządkować życie, pozbyć się tego, co nam nie służy.
- Pan się jakoś nazywa?
- Nie.
- Aha. A mnie na imię Antonio.
- Wiem.
- Ale to nie jest moje prawdziwe imię.
- Nie jest?
- Nie. Pożyczam od dziadka, na czas podróży po Ameryce Łacińskiej. Moje polskie imię jest dla was trudne do wymówienia i niemożliwe do zapamiętania.
- Aaa...ha.
- Wojciech.
- Że co???
- To moje imię.
- Okropne - powiedział z rozbrajającą szczerością. - Bohhzi...?
- Wojciech.
- Fuj, fuj, fuj. Trudniuśkie.
Ale powiem wam tyle: jak czasem w nocy leżę tak sobie i patrzę na gwiazdy i całe niebo tak wisi, pamiętam to wszystko. Jak każdy marzę sobie różnie i ciągle myślę, jakby też to mogło być inaczej. A potem, wiecie, nagle mam czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. No i co? Mogę być idiotem, ale przecież przez cały czas chciałem robić dobrze, a marzenia to marzenia, nie? Co tam jeszcze będzie, to zawsze mogę popatrzeć w tył i powiedzieć, przynajmniej nie było nudno. Czy nie mam racji...?