- Bo co? - obruszyła się Isabelle. - Jeszcze bardziej zrujnujesz sobie życie? O co właściwie co chodziło?
Jace potrząsnął głową.
- Odesłałem ją do domu. To będzie dla niej najlepsze.
- Zrobiłeś, do cholery, dużo więcej, niż tylko odesłałeś ją do domu. Ty ją zniszczyłeś. Widziałeś jej minę?
[...] człowiek przychodzi na świat bez własnej woli i zostaje tu na jedno życie, z którym musi sobie jakoś poradzić.
A zatem patrzymy na siebie z oddali i kochamy się wzajemnie. Ja daję jej ciepło i życie, a ona daje mi rację bytu.