Historia świata jest historią brutalnego ucisku kobiet, dzieci i artystów przez mężczyzn. W wielkich mękach i bardzo późno ludzkość męska zaczęła podejrzewać dopiero istotne, a potem z trudem odkrywała to, co wie każda kobieta: dwoistość uczuć, niekonsekwencję, zmienność, zapomnienie, to, co nazwałbym zasadą migotania. Pewne rzeczy, które objawił Proust, są czymś tak naturalnym, kobiecym. Mężczyźni wymyślili, na obraz i podobieństwo swoje, myślenie logiczne, czyli prostackie i tak mające się do rzeczy, jak arytmetyka do algebry. Trzeba było niesłychanych wysiłków, żeby posunąć się odrobinę poza to. A kiedy okazało się, że kobiety myślą inaczej, obrazili się i nazwali głupimi albo nielogicznymi, co w męskiej nomenklaturze oznacza to samo. Żeby jakoś dorobić ideologię, do swojego braku wyobraźni, wymyślili pojęcie honoru. Artyści zawsze cieszyli się powodzeniem u kobiet. Często obce jest im pojęcie honoru, konsekwencji, logiczności. Są intuicyjni, "nieobliczalni", słowem "zniewieściali". Określenie "zniewieściały" jest w gruncie rzeczy określeniem pochlebnym. Oznacza ono, że dany osobnik często się myje, nie lubi zabijać ludzi, zdolny jest do współczucia, nie lubi wrzeszczeć i pchać się, żeby udawadniać swoją ważność. Urazy mężczyzn do kobiet wynikają z urażonej miłości własnej. Stąd pogarda i lekceważenie jako sztuczna rekompensata. Jest zupełnie naturalne, że kobiety nie tworzą sztuki. Nie muszą szukać przekładu, katalizatora, zastępstw, tak samo jak nie tworzą sztuki wielcy mistycy. Kobiety, podobnie jak mistycy, mają z rzeczywistością kontakt bezpośredni przez miłość".